Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

ginąć, to giń, swoim rozumem się kierując, ale w takim razie między nami rozbrat. Bywaj mi zdrów. Zobaczysz, co wskórasz.
Filip stał zmieszany.
— Ale panno Moniko, — począł — ja się tu uduszę!
— Nie możesz jeszcze trzy dni wytrwać, — zawołała z wyrzutem — dla siebie i dla mnie?
— No, a potem? — zamruczał Filip.
— Ja na siebie biorę wszystko, — przerwała Monisia. — Książe przebaczy i nas wyposaży. Oświadczałeś mi się na klęczkach, przysięgałeś; ja was jak narzeczonego ratuję, a wy...
Filip pochwycił ją za rękę.
— Niech panna Monika rozkazuje, — rzekł udobruchany.
— Siedź cicho, póki ja nie przyjdę cię uwolnić, — zawołała szybko opiekunka. — Choćby Szerejko kusił cię, nie odpowiadaj. Ja wam zginąć nie dam.
Rusin chciał dalej żale rozwodzić, ale panna, ruszywszy ramionami, cofnęła się, pogroziła mu palcem i dodała, odchodząc:
— Pamiętaj, że jeżeli się ruszysz, a głupstwo zrobisz jakie, ja ratować nie będę i między nami kwita! kwita!
Zniknęła. Filip, któremu spuszczanie się po