Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko to lampami i pochodniami, kagańcami, w żelaznych koszach pozapalanemi, oświetlone zostało, stanowiło obraz oryginalny i wielce fantastyszny. Ponad wieżycą twierdzy ogromna chorągiew wyobrażała smoka z paszczą płomienistą.
Estko szeptał pocichu:
— I tego bestyą ja malować musiałem.
Sam książe komenderował. Począł się tedy ogień ze statków na twierdzę i z twierdzy na okręty; huk, dym i blask straszliwy!
— A co? — szeptał wojewoda — potrącając łokciem stojącego przy sobie księcia Hieronima. Nie wspaniałe to? hę? Ale ten bestya Radziszewski ślamazarnie chodzi około dział, słabo ognia dają. Dziś tu wszystkie szyby od huku powylatywać powinny.
Królowi szczególnie się to podobało, że straszliwy łomot i krzyki majtków nie dopuszczały rozmowy. Rad był wypocząć i uśmiechał się.
Ze wszech miar widowisko można było uważać za nader udane i wspaniałe, chociaż autor sam dziełem może niezupełnie był zaspokojony, bo szyby pozostały całe.
Statków zato kilka, zapewne umyślnie porozbijanych dla lepszego złudzenia, pływały do-