W ciągu całych przygotowań do przyjęcia i w czasie pobytu króla, wszyscy to po księciu uważali, że niesłychanie był rozgorączkowany. A że pragnienie go paliło ze znużenia, wina dużo pił i nie wychodził z tego stanu podraźnienia.
Komenderując flotą pod Gibraltarem, chwilami się unosił; teraz sama myśl polowania na niedźwiedzie, które dobrane były umyślnie tak, aby nie na żarty się z niemi potykać było potrzeba, tak znowu animowała go, że łowczy i towarzyszący mu dwór i krewni, nie mogli go uspokoić. Kazał sobie kordelas wyostrzyć, pistolety w olstry powkładać, konia do polowania ułożonego osiodłać i drżał z niecierpliwości.
Komarzewski, Szydłowski, Judycki, strażnik polny litewski, którym na sercu leżało, ażeby jeżeli nie król, to dwór jego popisał się z odwagą, wybierali się też, uzbroiwszy w oszczepy, dokazywać, aby Radziwiłłowi okazać, że nie on jeden miał odwagę.
Starosta Mielnicki, który z dowcipem i ogładą wielką łączył nieustraszone męstwo i zimną krew, zdającą się naigrawać ze wszelkiego niebezpieczeństwa, uśmiechał się zawczasu.
— Ja już się z niedźwiedziami próbowałem, — mówił zimno do Komarzewskiego — ociężałe
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.