Przygoda nieszczęśliwego Filipa coraz się komplikowała.
Szerejko, widząc, że go nie wypuszczono, obawiając się, aby mu jego figiel i zabiegi w łeb nie wzięły, zniecierpliwiony, zły, ważył się na czyn zuchwały.
Wieczorem wyszukał sobie Belgrama.
— Słuchaj, bracie, — rzekł — tobie się nic nie stanie, a ja tego despotyzmu znieść nie mogę. Potrzeba nieszczęśliwego Poniatowskiego uwolnić i zapobiec, aby go książe nie karał za to, iż się tak, jak król nazywa. Proszę ja ciebie, — tu go uściskał — idź do jenerała Komarzewskiego i zwierz mu się z tym Poniatowskim.
— Chcesz tego?
— Choćbym nie chciał, tom zmuszony, — odparł Litwin — bom go namówił i podbudził. Dotąd wszystko idzie jak z płatka; niechże choć mała finfa się im pod nos zakurzy.
Belgram stał jeszcze.
— Idź, — poparł Szerejko — niema co tracić czasu, jutro bodaj ostatni dzień.
Belgramowi nie było wcale przykrem podjąć się denuncyacyi — poszedł.
Król siedział jeszcze w szlafroku, otoczony poufałymi swymi. Szydłowski, Komarzewski, Byszewski, ks. Gawroński, pocichu, śmiejąc się,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.