Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

ruch może w potomku bezwąsym przodków wąsatych, który atawizm przekazał, a obyczaj przeniósł na perukę.
— Tak, ignorować możemy, — potwierdził król, — ale, mój Komarzesiu, jeszczeby podobno mądrzej było nie przywiązywać do tego wagi, nie wstydzić się ubogiego homonyma i przygarnąć go.
Komarzewski milczał, nie śmiejąc z radą występować. Król stał chwilę.
— Dziękuję ci, — rzekł — dobrze, żeś mi powiedział o tem; resztę mnie zostaw i mutus!
Palec położył na ustach.
Spóźnioną godzinę wybijał zegar i królewscy towarzysze rozchodzić się zaczęli, tak, że Najjaśniejszy Pan sam wkrótce pozostał z Komarzewskim. Westchnął.
— Jutro jeszcze w towarzystwie niedźwiedzi i wilków spędzić mamy, — szepnął — pojutrze, da Bóg, wracamy do ludzi.
Nazajutrz, wtorek, dzień był ostatni, ale książe spocząć nie dał gościowi; a że sam łowy i myśliwstwo lubił nadewszystko i cały dwór swój łowczy na stopie wielkiej miał urządzony, nim więc postanowił spokojnego króla zabawiać, który dnia tego, znużony już, wstał, skarżąc się na ból głowy.