Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

skając go, — choćbym się silił na jak najwymowniejsze wyrazy wdzięczności, nie zrównają one nigdy uczuciu, jakie gościnność wasza, prawdziwie królewska, na mnie wywarła. Chciejcie wierzyć, że w sercu zachowam do zgonu pamięć chwil tu spędzonych tak przyjemnie. Zamawiam też sobie, abyś książe mnie uważał za przyjaciela i uczynił mi tę przyjemność, byś wprost się zgłaszał z tem, co dla siebie lub swoich mieć zechce. Popierajcie mnie na Litwie, ja wam też służyć będę i spełnię, co zażądacie, ile sił i mocy starczy.
Uściskał go raz jeszcze.
— A! a! wtrącił, jakby przypominając coś sobie, jedno małe pytanie, mości książe. Prawda-li to, że na dworze swym macie oficyalistę, nazwiskiem Poniatowskiego? Tych Poniatowskich w Kijowskiem jest siła. Nie wiem spełna, czy do moich należą lub nie, ale zawsze im opiekę winienem.
Książe słuchając zarumienił się jak burak, aż do siności, i począł coś bełkotać niewyraźnie.
— Jeżeli ów Poniatowski wart tego, chętnie-bym losem się jego zajął, — dodał król — choć nie zgłosił się do mnie. Dowiedziałem się o nim przypadkiem.
— Najjaśniejszy Panie, — wtrącił Radziwiłł —