Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

ja też o nim pamiętam, u mnie kawałek chleba mięć będzie. Proszę się nie frasować.
To mówiąc, skłonił się żywo i rozmowy, do której nie był przygotowany, przedłużać nie chcąc, umknął.
Król też odetchnął swobodniej.
Wojewoda za progiem musiał pot, który mu na czoło wystąpił, otrzeć.
— A to mnie, panie-kochanku, zażył z mańki! — zamruczał. — Patrzcie, że mu o tem doniesiono. Ma ten drągal szczęście.
Powrócił książe do stołu, nie okazując po sobie, że czuł się pokonanym zimną krwią, z jaką król mówił o Poniatowskich.
— Byłoby się obeszło pięciu chatami w Stawkach, — pomyślał — a teraz będę musiał dać wioszczynę dożywociem.
Po obiedzie, gdy się z podwórca dały słyszeć trąbki, grające «pogrzebowego», król z Komarzewskim pośpieszył do pokojów wojewody, przed którego oknami stały umajone wozy, z pięknie, jak do malowania, poukładaną zwierzyną; a podwórzec cały pełen zielonych kurtek łowczych, strażników, strzelców i na sforach trzymanych psów, nad które Litwa i Korona lepszych i piękniejszych nie miała.
Było wistocie patrzeć na co, bo, począwszy