— Musielibyśmy tam kogoś postawić dla kontroli, — rzekł jenerał — ale najprzód wasza królewska mość zechcecie objawić stanowczą wolę swoję.
— Muszę o tem z Chreptowiczem i z Platerem pomówić jeszcze, — odezwał się Poniatowski — a ty, mój jenerale, ze swej strony, proszę cię, wyrozumiej zdaleka, nie wydając się z tą myślą, bo, anuż cofnąć się będziemy musieli?
Skłonił się Komarzewski.
— Mnie się zdaje, — rzekł ciszej — że rzecz się wykona i że będzie pożyteczną, ale żal mi zawczasu waszej królewskiej mości... sroga to będzie ofiara.
— Zgóry to przeczuwam, — westchnął król — lecz przyznasz mi, że zbyt drogo zgody i jedności opłacić nie można. Jest to chwila jedyna, w której silne stronnictwo stworzyć na podporę naszę możemy i musimy, a zatem... bądźcobądź!
Chwilkę podumał król i szepnął, palec kładnąc na ustach.
— Nie wydaj mnie tylko z sekretu. Musi się to stać nie przeze mnie, ale... samo przez się. Sam wojewoda powinien tego pożądać. Bliskość Nieświeża myśl mu tę podać musi. Będziemy oglądać kanały, zapłyniemy aż do Pińska.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.