lat dwóch w niej siedział i urządził się bardzo wygodnie, od wszystkich niezależnie.
Nikt mu tu gospodarzyć nie bronił. Do nieopalanej, tak zwanej biblioteki, przytykała izba z piecem, w której stół i krzesło sobie u okna ustawiwszy, Szerejko siedział tu jak u Boga za piecem, robiąc co chciał, albo i wcale nic, gdy ochoty nie miał. Chodził regularnie do marszałkowskiego stołu, jadł milcząc, słuchał rozmawiających, a zresztą nikomu w drogę nie wchodząc, mało na siebie zwracał uwagę.
Swobodniejszego życia trudno sobie wyobrazić, bo oprócz obowiązku kłaniania się starszyźnie, którą w podwórzu spotykał, żadnego innego nie miał prawie ów bibliotekarz improwizowany. Nadzwyczaj rzadko się trafiało, aby kto jakiej książki zażądał, albo zajrzał do biblioteki. Raz zaszedł tu pan Matusewicz, potem pan Michał Zaleski, a że statuty, korektury, wolumina legum leżały w kancelaryi do codziennego użycia, do biblioteki, o której egzystencyi mało kto wiedział, wcale się nie zgłaszano.
Szerejko mógł bez żadnej przeszkody czytać i odczytywać, co mu się podobało, a był nienasycony i siadywał w książkach godzinami. Umysłu czynnego i niespokojnego, oprócz tego, gdy czas miał wolny, kręcił się pomiędzy dworem,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.