podsłuchiwał, patrzył — i lepiej znał tu ludzi i stosunki nad tych, którzy do tego byli obowiązani, aby czuwać nad nimi. Człowieczek był ze wszech miar osobliwy. Sam on opowiadał się sierotą bezdomnym i daleką tylko a obojętną mającym rodzinę. Mówiono, że począł był od tego, iż ze szkółki poszedł do seminaryum, lecz rozmyśliwszy się potem, że do stanu duchownego nie miał powołania, zrzucił sukienkę i niewiadomo za czyją protekcyą do księcia się dostał.
Tu, jakeśmy mówili, z kancelaryi wydobył się bardzo zręcznie na zupełną prawie swobodę, i używał jej na grzebanie się w książkach. Z ludźmi, chociaż wcale od nich nie stronił, milczącym był wogóle i zamkniętym, ale badać ich i dowiadywać się umiał tak dobrze, iż dla niego tajemnic tu żadnych nie było.
Starszym kłaniając się, czapkując, okazując posłusznym, miał ich dla siebie dosyć dobrze usposobionymi, ale ani się do nich zbytnio przybliżać, ani się obcować nie starał. Natomiast z ubożuchnymi i biedniejszymi wdawał się chętnie i razem z nimi utyskiwał na ucisk, na który oni skarżyć się zwykli — słusznie albo nie. Każdy stękający był pewnym, że go mieć będzie za sobą. Szerejko nietylko sympatyzował z nimi, ale czasem się z tem wydawał, że miał niechęć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.