Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

niać musiał, tem dla nich miał większą niechęć i od nich odrazę. Nieraz się z tem zdradził, że gdy księciu się coś niemiłego przytrafiło, uciechę z tego miał wielką.
Ze szlachty, a nawet z ludu wiejskiego, którego naówczas nikt nie miał za boże stworzenie, im kto biedniejszym był a więcej przyciśniętym, tem Szerejko goręcej się nim zajmował.
Żaden wyraz częściej się na jego ustach nie zjawiał w cichym szepcie nad «tyran» i «tyrania». W bibliotece, samnasam będąc, niekiedy pięść zaciśniętą podnosił do góry, usta zagryzione przekrzywiał i zdawał się odgrażać całemu światu.
Nadzwyczaj go też radowało, gdy mógł kogo z tej starszyzny wydrwić lub naprowadzić na powiedzenie niedorzeczności. Wykonywał zaś to napozór dobrodusznie tak, niewinnie, jakby mu przychodziło mimowoli. Bo narażać się sam i w walkę wdawać nie lubił, i choć się potem z rozkazów miał wyśmiewać, spełniał je najakuratniej.
Z tą pozorną dobrodusznością, gdy tylko mógł, podburzał niechęć w drugich, ośmiewał pocichu, sam się z nią nie zdradzając wcale.
Dnia tego, gdy się pocichu wiadomość rozchodzić poczęła między dworem, że król miał przybyć do Nieświeża, Szerejko, dosyć długo się