się grzebać do głębi pisarz i dobył fascykuł, tasiemką czarną, pono jeszcze ręką matki, związany.
— Daj mi go tutaj — odezwał się Szerejko. — Nie jesteś widzę ciekawym.
— A co mnie po tych szpargałach! — westchnął Rusin. — Jeść mi one nie dadzą.
— Kto to wie! — mruknął, rozwiązując Szerejko i szybko, ze znajomością rzeczy widoczną, rozpatrując się w pożółkłych dokumentach, które zkolei na stole składał.
Były to po większej części wypisy z metryk, ślubne intercyzy i testamenty. Szerejko z nich tyle się tylko dowiedział, że dziad Filipa miał majątek dzierżawą, że matka wniosła ojcu pięć tysięcy złotych i którego roku na świat przyszedł obżałowany. Dalej już nie sięgały papiery, mogły być tylko wskazówką, gdzie innych szukać było potrzeba.
Ostatnią metrykę cisnął na stół Litwin.
— A na co ci więcej nad to, iż jesteś szlachcic i Poniatowski! — zawołał. — Starczy tego, aby się do króla przypytać.
Blademu Filipowi szare oczy się trochę wyjaśniły, uśmiechnął się.
— Ale z tem potrzeba ostrożnie, bardzo ostrożnie — dodał Litwin, głos zniżając. Królowi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.