niach. Więc pierwsza rzecz — silentium! Ani mru-mru!
Filip zamiast odpowiedzi, w rękę go pocałował.
— Bądźcie moim opiekunem! — zawołał — zrobię, co każecie.
— A i o tem powinniście pamiętać, — dodał Szerejko — żebyś mnie nie wydał, żem ci co radził i poddawał; bo, że z tego potem chryja urośnie, to pewna. Tobie to nie zaszkodzi i owszem, ale ja przez ciebie ginąć nie chcę.
Uderzył się w piersi pięścią Poniatowski, aż jęknęło, protestując, że nie zdradzi.
— Słuchajże, — począł zwolna Litwin — najprzód, z nazwiskiem się temi czasy nie wyrywaj. Nazywają cię Filipem lub Rusinem — na tem dosyć. Ja ci dam znać, gdzie, jak i kiedy masz się do króla lub do kogo z panów przybliżyć i prosić o pomoc. Nagotuj sobie suknie porządne, ale niezbyt okazałe.
— Ale ja-bo, oprócz świątecznego kontusza, przerobionego z ojcowskiego, nie mam nic, a pasik — Boże, odpuść! — co mi go wstyd i dlatego na żupan go wiążę — westchnął Filip.
— Więcej ci też nie potrzeba, — odparł Szerejko — czysto ale ubogo się masz sprezentować. Kiedy i jak — to moja rzecz, tymczasem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.