milczeć, a nawet się nie dowiadywać bardzo o króla, aby to uwagi na was nie zwróciło.
Szerejko sam do siebie uśmiechnął się i widać było, że ten dobry uczynek, połączony z psikusem, wyrządzonym Radziwiłłowi, nadzwyczaj mu smakował. Filip z radości też nie posiadał się, to do ramienia dobroczyńcy przypadając, to ręce łamiąc i chwytając się za głowę.
— Myślicie, że król zrobi co dla mnie? — zawołał.
— To nie ulega najmniejszej wątpliwości, musi — dodał Szerejko. — Jakimkolwiek ty jesteś Poniatowskim, zawsze nazwisko nosisz toż samo, probabiliter i krew jedna, bo prozapia królewska też nieszczególna. Musicie też być lub z Poniatowa, albo z Dusznik.
Filip słuchał, ale widać było, że ani o Poniatowie, ani o Dusznikach nie miał najmniejszego wyobrażenia.
— Gotów mnie jenerałem zrobić! — zawołał prostodusznie i rozśmieszył tem Szerejkę.
— Może i to być — rzekł — ale nie odrazu, poczniesz chyba od pułkownika, a gdyby i rotmistrzostwo ci dał ze starostwem jakiem w dodatku, na początek będzie z ciebie. Ale chcesz-li co mieć, — mówił dalej — pamiętaj jedno: nie wyrywaj się ani z językiem, ani z nazwiskiem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.