na nim zaimprowizować, w smaku wieku, jakiś obraz alegoryczny.
Pewnym był siebie, iż mu się to znakomicie udać musi. Szło o to tylko, ażeby książe uznał potrzebę i potwierdził program, jaki malarz miał już w głowie.
Czasu nie było ani chwili do stracenia. Estko więc raniuteńko, nim jeszcze książe z łóżka wstał, wcisnął się do niego przez garderobę. Nie była to godzina, w której się zwykle księciu meldował nadworny artysta; zobaczywszy go w progu, wojewoda dorozumiał się, że coś pilnego sprowadziło go i dał znak ręką, aby się zbliżył.
Estko dał do zrozumienia, iż przy służbie mówić sobie nie życzył, odprawiono więc ją i malarz przystąpił, poczynając od ucałowania ramienia pańskiego.
— Mości książe, — odezwał się pośpiesznie — jeżeli wasza książęca mość chcesz królowi uczynić miłą siurpryzę, a pamięć jego odwiedzin uwiecznić, choć czasu jest bardzo omal, ja z mojemi pendzlami na usługi... dzień i noc gotówem pracować.
— Gdzie? co? — spytał książe.
— Bez jakiegoś alegorycznego obrazu nie może się obejść, — ciągnął dalej Estko —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.