w wielkiej sali sufit czysty, ogromny, jest się na czem popisać. Jakby miejsce to czekało.
— Człowiecze! ale gdzież ty w tak krótkim czasie, panie-kochanku, możesz temu podołać? Słyszałem zawsze, że na to lat potrzeba.
— Jak komu! — odparł malarz śmiało, zacierając czuprynę — ja się obowiązuję być gotowym i cały sufit ubiorę w alegoryą ad hoc. Nie może być, ażeby się ta atencya królowi nie podobała.
Skrzywił się książe wojewoda.
— A to ty mi salę zawalisz rusztowaniami, i — dalipan jeszcześ gotów nie dojść do końca przed terminem.
— Szyję moję stawię — przerwał Estko.
— A co mnie po twojej szyi. Szyjki tylko u raków dobre, — rzekł książe i zadumał się — ale, może masz słuszność, namalować mu coś potrzeba, a spodziewam się, że ty się nie poszkapisz. Farby sobie sprowadź co najlepsze, na to nie pożałuję; ale nim co do czego przyjdzie, — dokończył wojewoda — potrzeba dobrze strutynować, co i jak się wykonterfektuje, aby finfy w tem nie było; oni podejrzliwemi oczyma na wszystko patrzeć będą. Ciebie jednego nie dosyć, a ja głowy już nie mam, tak mi ją rozbito temi programami, które Bernatowicz codzień
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.