Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

pisze i maże. Zbiorę więc dziś konsylium i postanowimy.
— Ale niechże książe łaskaw będzie — podchwycił Estko — mnie kazać przywołać. Beze mnie się nie może obejść, a ja już mam ideę.
— Nasmarujże ty tę swoję ideę na papierze — odparł książe — i przynieś z sobą, albo... nie! panie-kochanku, najprzód przyjdź bez idei... nie wypada, abyś ty ją nam narzucał. A cóż ty tam myślisz malować?
Estko się zadumał, usta zagryzając.
— To się okaże, mości książe, — rzekł — muszę też dobrze rozważyć.
— Patrz, aby Radziwiłłów niezbyt upokorzyć, a króla do zbytku nie wynosić.
— Ale to już pewna, że sufit malować będziemy? — zapytał Estko niespokojny.
— Ja bo o tem od początku myślałem, — przerwał wojewoda — tylko mi się zdawało, że ty temu nie wydołasz w tak krótkim terminie!
— Choćbym na rusztowaniu trupem padł! — krzyknął w uniesieniu Estko. — Zatem, nie tracąc czasu, każę rusztowanie gotować.
— A każ... powiedz zaraz Fryczyńskiemu — zawołał książe — drabin na zamku dosyć jest, desek się znajdzie ile trzeba.
Rzucił się Estko jak z procy, natychmiast