Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

jewoda — mnie się widzi, że to ujdzie. Nimbyśmy co lepszego obmyślili, czasby zszedł na tem, a Estceby cudze pomysły nie były do smaku, zatem dajmy mu konfirmacyą i — niech poczyna w imię Boże, panie-kochanku!
Wszyscy spoglądali po sobie.
— Ja cię tylko proszę, mój Estko, — dodał wojewoda — ażebyś mi żadnych portretów, oprócz Najjaśniejszego Pana, nie malował i niczyich podobieństw tam nie mieścił, bo z tego tylko gadaniny będą i szyderstwa. Zazdrość możesz zrobić szkaradną, ale unikaj, aby się która do niej przyznała z sąsiadek.
— Nie skorzystałeś z trąb radziwiłłowskich, — zaśmiał się Rzewuski — a toć przecie atrybut sławy. Możebyś po czterech rogach palnął jeszcze aniołów, światu głoszących.
Estko o swój program był zazdrosny i nie chciał dopuścić, aby mu co do niego dodano.
— Daj Boże, abym i to, co konieczne zdążył w porę skończyć, — zawołał — cztery anioły niemała rzecz, ja się tego nie podejmuję, a pomocnika nie mam żadnego, krom tego, co mi farby uciera. Sam wszystko będę musiał malować, nawet obłoki — słowo daję.
— Ale też sam z tego mieć będziesz chwałę