rzecz dziwaczna aż do dzieciństwa, niekiedy księcia tak zajmowała gorąco, że dla niej nawet o łowach ulubionych zapominał. Kto mu się chciał przypodobać, przynosił rysunek jakiejś ambarkacyi szczególnej, a wojewoda na skalę możliwą kazał go wykonywać. Tych statków z masztami, rejami, żaglami, z działami na pokładach, stało na stawie dosyć. Księcia czasem napadała ochota dowodzenia flotą i ubierał się, jak mówił, poadmiralsku, siadał na statek, kazał pływać, z dział ślepemi ładunkami waląc na wszystkie strony.
Rzewuski domyślił się, że Gibraltar z flotą być musiał w jakimś związku i przykro mu się zrobiło. Śmieszność stawała się nieuniknioną. Książe tak był myślą swą przejęty, że nie postrzegł zmiany na twarzy Rzewuskiego i mówił dalej z ogromnym zapałem.
— Wystawi się na stawie z desek i płótna, panie-kochanku, twierdza Gibraltar imaginacyjnie; okręty będą podpływały i bombardowały ją; z dział z obu stron walić. Naostatek wysadzimy w powietrze kilka statków. Powiadam ci, panie-kochanku, to będzie spectaculum niewidziane, niesłychane, niepraktykowane.
Zadyszał się aż, mówiąc książe, oczy mu latały świecące, usta się śmiały.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.