— Musi się udać, mam fajerwerkierów, artyleryą, mam majtków, marynarzy, sterników; flota wystąpi okazale. Tego ani w Warszawie, ani nigdzie król nie zobaczy, a ja pokażę moję potęgę, kreując flotę, można powiedzieć, z niczego, bo to wszystko ja stworzyłem. Czuję, że, gdybym nie był wojewodą wileńskim, to mnie było admirałem zostać. Jechać na Maltę i... Mam pasyą do marynarki.
Smutnie głowę zwiesił Rzewuski, gdyż żadnych uwag sobie książe czynićby był nie dał, sprzeciwiać mu się było napróżno; śmieszność stawała się nieuchronną, chociaż owę fantazyą gibraltarską łatwo było przezwać fajerwerkiem i tem ją — jako tako wytłómaczyć. Wojewodzie zaś pomysł zdobywania Gibraltaru na stawie nieświeskim wydawał się tak wielkim, tak pięknym, że w uniesieniu nie mógł się wstrzymać i poskromić.
— Ale tu niema co, panie-kochanku, zwłóczyć i na półmiski rozkładać, — zawołał — wnet trzeba, żeby się wzięto do roboty.
Niespokojny dzwonić począł, wołając, aby mu, pomimo rannej pory, natychmiast przysłano osoby, które bezładnie jedne po drugich wymieniał. Rzewuskiemu żal się go zrobiło.
— Mości książe, — odezwał się — najlepiej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.