Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

dział więc sobie, że będzie unikał panny i obchodził ją ile możności, chociaż było mu z tem bardzo tęskno.
Prostoduszne stworzenie, Filip, pochlebiał sobie, że potrafi z sobą uczynić, co zechce, nie wątpił bynajmniej, że postanowiwszy zniknąć z oczów Monisi, spełni, co sobie powiedział. Jakoż przez dni parę nie pokazywał się ani w ogrodzie, ani w podwórzu, gdzieby się z nią musiał spotykać. Zaczynało mu być nudno; pocieszał się tem, że dla wielkiego celu trzeba umieć przecierpieć, a nie mogło to przecież trwać wiekuiście.
Panna Monika, która miała pewne rachuby na naiwnego Rusina, nie życzyła sobie, aby dla niej zobojętniał. Trzeciego dnia zaczęła dopytywać, czy nie chory? Odpowiedziano jej, że tylko około przyjmowania obroków był zajęty.
Ale wieczorami nie przywożono ich; cóż więc znaczyło, że nie przychodził?
Gniewało ją to. Nie kochała się w nim wcale, ale z jej rachub wypadało, że na przyszłego małżonka bardzo się jej wydawał przyzwoitym. Stręczyli się inni, ale tych nie życzyła sobie, bo nie myślała pójść pod panowanie niczyje, ale sama chciała być panią. Miała łaski u jenerałowej, u księcia, pewną była wyposażenia i kon-