Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

dycyi. Filip był pracowity, spokojny... resztę ona sobie z niego zrobić obiecywała.
Nazwisko wcale ją nie uderzało i nie miało znaczenia dla niej, nie rachowała nigdy na nie, tylko na protekcyą książęcą. Zgadnąć więc niepodobna jej było, co Filipa oddalało!
Czwartego dnia już tak była niespokojną, że pod pozorem jakiegoś polecenia, posłała pokojowca, aby Rusin się stawił do niej.
Czekała na niego w ganku, za boki się wziąwszy, zagniewana na niewdzięcznego. Filip, gdy mu dano znać, mocno się zmieszał, ale odmówić nie mógł. Złożył rejestry i pobiegł.
Panna Monika zdaleka mu już groziła.
— Co się z waćpanem dzieje? — zawołała. — Trzeci dzień się na oczy mi nie pokazałeś! Cóż się to ma znaczyć?
Filip drżący całował jej rękę.
— Jak Boga mego kocham, — począł żywo — żeby panna Monika wiedziała, co ja teraz mam za robotę! Przez wierzch głowy! Dzień i noc! Ani tchnąć!
— At! at! co mi tam waćpan prawisz! — przerwała piękna panna — wy wszyscy tacy! Już gdzieś nowe sitko...
— Gdzie mnie o jakiem sitku myśleć! —