Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

jakim on był małym przy Radziwille, to się lękał, aby go zbyt nie podraźnił. Wielką miał ochotę ukąsić, trudno mu się nawet było wstrzymać od tego, ale potrzeba było delikatnie go drasnąć.
Myśli przychodziły różne. Prawie codzień rano przywoływał pana Seweryna i pocichu mu komunikował, co w nocy do głowy przyszło. Rzewuski najczęściej odradzał.
— Dosyć mu książe tem krwi napsujesz, gdy pokażesz, jak jesteś dostatnim, a on nieborak, po uszy w długach siedzi. Pani Krakowska, pani Lubelska, książe ex-podkomorzy, synowcowie, ulubiona siostrzenica marszałkowa — ssą go i piją, nie może im nastarczyć.
— Jużto, panie-kochanku, — mruczał wojewoda — mnie też na ssących nie zbywa.
W kilka dni po obmyśleniu sufitu, rano przybiegł znowu pokojowiec, zapraszając pana Seweryna do księcia jegomości.
— Pewnie coś obmyślał, albo drugi Gibraltar, lub coś podobnego — szepnął Rzewuski.
Zastał księcia z twarzą rozjaśnioną i mocno poruszonego.
— Siadaj, panie-kochanku, — rzekł — teraz dopiero, powiadam ci, coś skomponowałem takiego, że... pogniewać się za to nie może, a wsty-