się z takim pośpiechem, iż sto kilkadziesiąt mil tam i nazad zrobił w niespełna dni cztery.
Czasu było tak mało, dnie tak obrachowane, że chociaż w nocy już dobiegł książe do Bielska, a król się zabierał do spoczynku, Komarzewski i Byszewski nadbiegli zawiadomić go, iż Najjaśniejszy Pan przyjmie księcia wojewodę.
Spodziewano się go też tutaj.
Nadszedł i pan Michał Zaleski, który królowi miał towarzyszyć w oglądaniu kanałów, księcia ulubiony — i ten też zapewnił, że natychmiast przyjętym zostanie.
Królowi nic milszem być nie mogło, jak pozbyć się co najrychlej Radziwiłła, z którym nie wiedział ani jak, ani co mówić; musiał udawać rubasznego, wesołego, a to mu się nie wiodło.
Dziwnym też był stosunek tych dwóch ludzi w niczem do siebie niepodobnych, należących do dwu zupełnie różnych światów, a gusta mających, jak niebo od ziemi różniące się.
Stanisław Poniatowski, wychowaniec pani Geofrin, należący do najwykwintniejszego towarzystwa europejskiego, grzeczny, gładki, wiecznie odgrywający rolę jakąś, nigdy prawie nieodkrywający myśli swojej, najwyżej ceniący formy i elegancyą, uczony, lingwista, erudyt, dowcipniś; słodki i miły, zalotny jak kobieta,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.