Całe to posłuchanie więc pół godziny nie trwało, i król, najczulej pożegnawszy księcia miłościwem — do widzenia, panie wojewodo! usunął się do sypialni, a książe z Komarzewskim i Byszewskim wyszedł, zapraszając ich do siebie. Służba książęca tymczasem w domu zajezdnym, przed którym stały powozy, przygotowała wieczerzę i napitek, bo wojewoda był spragniony; dzień gorący, a Komarzewski nie wzbraniał się do kielicha dotrzymać placu.
Radziwiłł, zbywszy ciężaru audyencyi, w najlepszym humorze, prawił już niedorzeczności o podróżach swych, chlubiąc się pośpiechem, z jakim przybył do Bielska i obiecując taksamo powrócić. W izbie, do której weszli, wszystko już stało w gotowości, i wojewoda natychmiast nalać kazał ogromny kielich, z wyrytemi na nim trąbami, podnosząc go za zdrowie Najjaśniejszego Pana w ręce jenerała. Komarzewski zaś pośpieszył wnieść, wywzajemniając się — wiwat księcia wojewody i domu Radziwiłłów, który wszyscy spełnili węgrzynem, jak się zdaje, z Nieświeża przywiezionym.
Wino rozjaśniło oblicza i znużonym przywróciło rzeźwość; na stole mięsiwa zimnego i gorącego, owoców, przysmaków stało mnóstwo; zasiedli wszyscy, a książe o podróżach
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.