chał. Głośno ganić nie było można, bo do koła aż do Lublina Spytkowie liczyli tylko przyjaciół; najlżejszej skazy nikt na nich nie znalazł, a ktoby przeciwko nim śmiał się odezwać, na siebieby wyrok napisał.
Dosyć, że w tym pokoju dotrwali Mielsztyńscy aż do końca XVIII-go wieku. W okolicy Mielsztyniec, na samej ich granicy, wioska Studzienica, przepyszna posiadłość, od niepamiętnych czasów zostająca w ręku Studzieńskich herbu Leliwa, drogą zamiany i z dopłatą przeszła na innego właściciela! Nabył ją Repeszko niejaki, człek stary, bezdzietny, znany z niesłychanego skąpstwa, a naturalnie też i słynący z niezmiernej fortuny, którą bajecznie obliczano. Pan Nikodem Repeszko liczył naówczas lat sześćdziesiąt, ale je tak nosił, jak gdyby mu one nad trzy krzyże nie ważyły. Był to człowiek statury wielkiej, prawie olbrzymiej, silny, zbudowany dobrze, z maleńką jak na śmiech główką, na szerokim karku i ramionach osadzoną. Płeć miał śniadą, ospowatą, zżółkłą, oczki małe, czarne, łysinę wygoloną, ręce długie i żylaste. Życia był skromnego nadzwyczaj, sam to przypisując pobożności i potrzebie martwienia ciała, chociaż drudzy tłumaczyli skąpstwem, czynny niezmiernie, zapobiegliwy, ruchawy. Ludzie o nim powiadali, że nigdy nie sypiał, nikt go przynajmniej śpiącego nie widział, a choć w jego alkierzyku stało łóżko pokryte starą wytartą skórą łosiową, z poduszką skórzaną turecką, niedocieczonego koloru, nie znać było na niem, aby kiedy tu spoczywał. Zwykle siadywał w fotelu wielkim z poręczami, skórą także obitym i tu go ludzie dniem i nocą znajdowali. To pewna, że począwszy od pierwszych kurów do świtu, w nocy go najczęściej spotkać można było tam, gdzie się najmniej spodziewano, ale nigdy w jednej porze, na jednem miejscu, tylko coraz gdzieindziej.
Jednego dnia widziano go po północy przy gumnach, drugiego za stodołą, to znowu na wsi, w polu, a nawet w lesie... Jak upiór czasem zjawiał się u ogniska nocleżanów na łąkach, na rozdrożach,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.