klucz Eugeniuszowi, który go chciwie schował do kieszeni.
— Gdybym nie był pewnym — rzekł postępując zwolna ku środkowi — że co mówią o duchach i zjawiskach jest przesądem i słabych umysłów halucynacyą, tobym sądził, że istotnie wchodząc tu widziałem kobietę, siedzącą u stołu nad księgą...
— Kobietę — powtórzył Siemion — a jakże ona wyglądała?
— Była podobną do portretu babci Emilii, tej, która ma krwawą pręgę na szyi — rzekł Eugeniusz.
Na te słowa stary burgrabia zaczął drżeć widocznie, spuścił głowę i co żywiej ku drugim drzwiom do wyjścia skierował; ale Eugeniusz, ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, ciekawie rozpatrywał się po bibliotece, poszedł do krzesła, na którem zdało mu się, że widział owę postać i chwycił książkę najbliżej leżącą.
Księga była ta gruba dosyć, oprawna w skórę białą, z klamrami srebrnemi. Rzuciwszy w nią okiem, przekonał się, że nie była drukowaną, ale pisaną. Na pierwszej karcie błyszczały herby Spytków, wymalowane na tarczy obwiedzionej dziwnemi ozdobami. Do podtrzymania godła rodziny służyli z jednej strony rycerz w hełmie otwartym, z którego wyglądała trupia głowa; z drugiej lew, rozdzierający gryfa. Przyszło na myśl Spytkowi, że gryf był Jaksów oznaką. Wziął rękopis ze stołu i korzystając z pomieszania starca, który nic się nie zdawał widzieć i na nic już uważać, pośpieszył z biblioteki. Milcząc przeszli jeszcze korytarz i wschody, a blisko już będąc mieszkania, Eugeniusz pożegnał staruszka, z którego się teraz słowa dopytać nie było można.
W pokoju nie zastał Zaranka, czekał nań tylko sługa, który zwykle sypiał w przedpokoju. Eugeniusz rozebrał się prędko, odprawił go i z gorączkową ciekawością chwycił przyniesioną z sobą księgę. Miał jakieś przeczucie, że w niej znajdzie wytłumaczenie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.