śliwca położył na ramieniu p. Nikodema, jakby się chciał zapewnić, że ten mu nie umknie.
— No — rzekł surowo — dobrze żem w. pana zastał, wybiła ważna godzina. Zawsze mu obiecywałem, że jego przyjacielską dla mnie pomoc zawdzięczę; otóż teraz przychodzę tego dopełnić, przekonasz się o tem natychmiast. Ale że rzecz potrzebuje przydłuższego wyłuszczenia... siadaj.
Tu wskazał mu łóżko jego twarde, a sam, nie bez wstrętu pewnego, zabrał miejsce w wyszarzanym starym fotelu.
— Jest godzina dziesiąta, nim sprawa nam się ułoży, głód mnie przyciśnie. Co mi w. pan dasz jeść? — zapytał Iwo.
— Jeść? jeść? — bąknął gospodarz — ale to... to są suche dni... ja z postem, u mnie w kuchni pustki prawdziwe.
— Ty wiesz, jam myśliwy i zubożały, pulpetów też nie potrzebuję; lada baba nam co uskwarzy, byle posilnego. Jaj we wsi dostanie, zająca utroczonego do siodła przywiozłem, chleb, choć czerstwy, musi być; to i dosyć.
Klasnął w ręce kasztelanic raz i drugi, nie czekając, by się Repeszko rozporządził, a gdy wszedł sługa, nie dał mu mówić i mrugnąć.
— Słuchaj — rzekł — powiedz gospodyni, aby z obiadem się nie spóźniła; jegomość z postem, a ja nie. Zrobi mi jajecznicy, jaja wszędzie są i upiecze zająca, którego przywiozłem. Powiedz jej tylko, aby nie szpikowała starą słoniną, a resztę sam dokomponuję. Ruszaj! w skok! Nim p. Nikodem mógł się dyspozycyi tej, tak despotycznie wygłoszonej, oprzeć, chłopak na którego mrugnął Iwo, już był za drzwiami.
— Teraz — dodał gość — nie ruszaj się W. pan i słuchaj, idzie o rzeczy ważne.
Repeszko, ofiarując Bogu strapienie swe, drżąc, postanowił być posłusznym, ale w głębi ducha poprzysiągł, że jeśli będzie szło o pieniądze, raczej się da ubić, niż ulegnie wymaganiom.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.