mowie. Pod wieczór — mówi tradycya — zerwała się burza straszliwa, i powracać nie było sposobu. Jaksa musiał pod tym dachem zanocować. Dano mu pokoje na drugiem skrzydle zamkowem, a że burza wrzała i nikt spać się nie kładł, gospodyni i gość przesiedzieli do północka.
Z tą burzą niespodzianie (podobno przez złośliwość ludzi podbechtany) wpadł Spytek o północy na zamek, i zastawszy ich oboje na cichej rozmowie, rozgorzał gniewem okrutnym. Napróżno żona, klęknąwszy przed nim, przysięgała, że była niewinną, próżno się Jaksa chciał tłumaczyć; nie słuchając nikogo, wściekły mąż kazał natychmiast ująć mego naddziada, okuć w kajdany, posłał po kata, sprowadzono go na rozstawnych koniach przededniem i w starym lochu więziennym, w obecności żony swej, ściąć go kazał. Trupa pochowano w lochu, głowę kat zachował, aby na wieki w rodzinie jako świadectwo zemsty pokazywaną była. W chwili gdy miecz katowski dotknął szyi niewinnego człowieka, który Bogiem się świadczył, iż nie przewinił myślą nawet, padła pani Spytkowa omdlała i ledwie ją otrzeźwiono i przywiedziono do życia.
Przekonał się wkrótce później mściwy mąż o zupełnej niewinności nieszczęśliwej niewiasty, ale milczał aby pokryć swą zbrodnię. W pół roku potem wydała na świat Spytkowa córkę, która przyniosła z sobą znamię krwawe na szyi. Była ona cudem piękności, ale ojcu wyrzutem ciągłym jego okrucieństwa, za które próżno odprawiał pokuty, gniewu bowiem Bożego przebłagać nie mógł nigdy. Odtąd rodzina, jakby palcem zemsty Bożej naznaczona na pokutę, karleć, marnieć i znikać poczęła. Córka owa, śliczna dziewica, doszedłszy wieku, dnia i godziny, w której matka jej była świadkiem śmierci niewinnego, nagle, jak rażona mieczem katowskim, umarła. Napróżno stawiali kościoły, odprawiali pielgrzymki, sypali jałmużny: Bóg krwi przelanej nie darował... a pokutę uczynił długa i ciężką...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.