u karczmy, a w burzę, pioruny, słoty albo w śnieżną zawieję, najprędzej się z nim spotkałeś. Nic mu to nie szkodziło, zacierał ręce, strzępnął się, uśmiechnął i szedł dalej, odmawiając pacierze...
Pan Nikodem był pobożny niesłychanie, gorliwy bardzo katolik, przestrzegacz ścisły wszystkich praktyk i tak na pozór słodki, miły serdeczny, tak lgnący do każdego, iżby go się pokochać chciało od pierwszej godziny. Lecz po zbliżeniu się do niego stawało się to niepodobieństwem; Repeszko całował, ściskał, upokarzał się i bił w piersi, ale gdy zaszedł interes, gdzie potrzeba było cośkolwiek zrobić, dać, ofiarować, twardym był jak skała. Swoim obyczajem wymawiał się miodem, cukrem, samemi pochlebstwy i słodyczami, ale dać nic nie dał.
Nigdy się nie obrażał, pokornym był nadzwyczaj, dla miłości Zbawiciela darował wszystko, choć nigdy niczego nie zapomniał. Wyściskał nieprzyjaciela, lecz jeśli mógł mu dać naukę, nie poskąpił, zawsze z uniżonością, dyskrecyą i poszanowaniem. Repeszko miał i to do siebie, że się wcisnąć lubił wszędzie, wiedzieć musiał o wszystkiem i znać każdego. Nie zrażał się zimnem obejściem, okazaną obojętnością lub niechęcią, zdawał się ich nie rozumieć i szedł dalej biorąc zawsze wszystko z najlepszej strony...
Przybywszy do Studziennicy, w okolicę wcale sobie nieznaną, pan Repeszko pojechał naturalnie i do Spytków, ale tam nie bardzo sobie podobał i od tej pory, choć się o nich wyrażał z największem poszanowaniem, przypiął się do Mielsztyniec z jakąś nadzwyczajną chciwością dowiedzenia się, badania bliższych stosunków i znajomości. Nikt mu do tego pomódz nie mógł, ale go to nie zrażało. Raz namotawszy na wąs, był on z tego rodzaju ludzi, co nie łatwo powziętą myśl porzucają. Powtarzał między innemi przysłowiami często i festina lente. W okolicy, kogokolwiek zarwał o Mielsztynce i Spytków, wszyscy go zbywali milczeniem i spojrzeniem ukośnem, jakby dając do zrozumienia, że wdał się w rozmowę niewła-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.