Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

wał — tak sam sądziłem i nim przyszedłem niepokoić panią moję, jeździłem do niego, myśląc, że się to da lada czem raz na zawsze załatwić. Ale człek słodki jak miód, okazał się twardym jak kamień. Roześmiałem mu się w oczy, gdy mi na seryo powiedział, że mu się całe Mielsztyńce, ni mniej ni więcej należą. Po takiem wyznaniu, nie było co traktować nawet z szalonym... ale...
— Możesz to być groźnem? — podchwyciła wdowa. — Ja nie znam prawa, ale prosty rozum wskazuje, że posiadanie dwuwiekowe samo już daje pewną rękojmię, że było na czemś oparte, że...
— Tak jest — przerwał starzec — ale jeśli w przeciągu tych lat dwóchset nieustannie co rok, co kilka powtarzano manifesta, protestowano przeciwko gwałtowi, zastrzegano się od przedawnienia, naówczas trybunały uwzględnić to muszą. Nie sądzę byśmy przegrali, ale proces będzie długi i kosztowny.
— Dla obu stron — odparła wdowa.
— Zapewne z tą różnicą, że majętniejszych zawsze on więcej kosztuje...
— Jestże na to rada jaka?
— Będę się starał wyszukać ją — ciszej odpowiedział plenipotent. — Tymcsasem osobnego potrzebuję upoważnienia i osobnych na to funduszów.
Już po tych naradach, które się w prędce skończyły, staruszek wychodził, gdy go pani Spytkowa zawołała.
— Mówiliście mnie — rzekła — że pretensyą tę do Mielsztyniec nabyli Jaksowie. A więc od kasztelanica ona przeszła do tego pana. Zdaje mi się iż nowy sąsiad nie tak dawno nabył Studzienicę, więc później jeszcze musiał dostać ten proces. Nie czujecież w tem ręki... ręki — dodała mimowolnie rumieniąc się — naszego dawnego nieprzyjaciela... kasztelanica, który zdawał się przecie przejednany i zbliżył się do nas? Nie jest li to jego sprawa? nie należałoby...
Nie dokończyła, stary powrócił od progu.