Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy własnym stole wyglądał na zgłodniałego pasożyta, chwytał półmiski, wybierał kawałki, połykał nieprawdopodobne stosy jadła. To go na cerze i na objętości nawet poprawiło. Postrzegł sam, że pas, który dawniej bardzo długie miał końce, stawał się coraz krótszym. W najgorszym razie to już było pewnym zyskiem w procesie. Ale i sam ów proces wiódł mu się nadzwyczaj szczęśliwie; p. Nikodem był kretem do tego rodzaju robót podziemnych stworzonym.
Po śmierci Dzięgielewskiego interesa objął jego młody pomocnik, człowiek do zbytku bojaźliwy i przejęty wielką odpowiedzialnością jaka spadła na niego. W niepowodzeniu stracił głowę i rzucił popłoch w domu. Pani Spytkowa dowiedziała się nagle, że sprawa nadzwyczaj groźne przybiera rozmiary... Z zimną na pozór krwią przyjęła tę wiadomość, nie dając znać po sobie ile ona ją obeszła. Eugenek wypadkiem był temu przytomny, milcząc i siedząc na stronie, nie stracił jednego słowa; twarz mu pobladła, ale się nie odezwał.
Wypadało działać, nie tracąc czasu, zapobiedz dalszym krokom, użyć ludzi obeznanych z tego rodzaju sprawami, a nadewszystko wpływów wszechmogących, stosunków z osobami wyżej położonemi, od których zależało prawie wszystko. W tej epoce demoralizacyi i zepsucia, które przyszło powoli, choć głos sumienia często się odzywał, protekcye robiły cuda, bez nich nie można było stąpić kroku. Nie miał ich Repeszko, ale je zastępowała u niego drobnostkowa zapobiegliwość, zręczność i pieniądz, który dawać umiał. Spytkowie mieli niegdyś rozległe stosunki pokrewieństwa z pierwszemi w kraju rodzinami, znaczenie u dworu; ale długie usunięcie się ich ze sceny, zamknięcie na wsi, zerwanie dobrowolnie z ludźmi, pozbawiło ich dawnej wziętości. Potrzeba było teraz dopiero w chwili niebezpieczeństwa, odszukać pokrewieństwa, znajomości, przypominać się i oznajmić, że się jeszcze żyło.