Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakkolwiek suma zręcznie podstawiona była znaczną, bo przechodziła sto tysięcy złotych, zgodził się na nią Jaksa, dobył z kieszeni przygotowany reces, w którym wpisał warunki, i natychmiast kazał na nim Repeszce się podpisać nomine, cognomine et titulo. Zręczny wykrętacz chciał już dodać: salvis juribus... aby jakiś był kruczek, ale potrącony, położył się na łóżko. Tu gorzko prawdziwemi począł płakać łzami.
— Posłuchaj pan — odezwał się po chwili, wstając. Zgniotłeś pan mnie jak robaka, zrobiłeś ze mną, coś chciał; ale pamiętaj, że i mali coś na świecie znaczą, że mól przegryza makaty i skóry...
— Mój kochany — odpowiedział Jaksa — będziesz mnie sobie gryzł, jak chcesz, nie na wiele się ja zdałem i z życia skwitowałem dawno... Idzie mi o jedno tylko, bym przekonał świat i tych, których opinia mi jest drogą, że z tego nieszczęsnego grosza nie wziąłem nic, żem się nie splamił. Musisz mi tedy pod przysięgą dać świadectwo, jako od ciebie niczego nie żądałem i w żadnej z tobą nie byłem spółce.
Podpisanie ostatniego dokumentu już przyszło bardzo łatwo; przysługiwał on do pewnego stopnia Repeszce, bo mu zabezpieczał całą jego sumę.
— Teraz — rzekł Jaksa — ponieważ chwili nie mam do stracenia, idź, gdzie chcesz płakać nad niedolą swoją, a mnie tu zostaw, abym listy popisał, które Zacharyasz natychmiast powiezie. Zdaje się, że pogrążony w smutku i tak nagle upadły z wyżyny swych marzeń p. Nikodem, nie słyszał nawet co do niego mówiono. Ze spuszczoną głową, z załamanemi rękami, siedział nieruchomy na łóżku. Kasztelanic gorączkowo się wziął do pisania. List do Spytkowej zawierał szczere, szlachetne, smutne wyznanie win, wykrycie planów, prośbę o przebaczenie i papiery udowadniające, że Repeszkę tylko opłaciwszy, Mielsztyńce być mogą spokojne.