mi wystarczy. Nie chcę niczego. Dziecko moje, przebacz mi! — I padła przed synem na kolana. Eugenek był przerażony, struchlały, drżący.
— Jesteś jeszcze tak młodym, że mimo rozsądku twego sam sobie rady dać nie możesz... Nie chcę, byś tak pozostał bez opieki. Pojedziesz do Warszawy, gdzie masz dalekich krewnych... Wojewoda S. weźmie cię w opiekę. Oddaj mu się... jest nam życzliwy. A! potępią mnie ludzie; ty sam, dziecko moje, rzucisz może na matkę kamieniem; ale któż z was zajrzał do tego serca... i pojąć mnie potrafi? Niech się stanie wola Boża, zniosę nawet wzgardę i potępienie, lecz uratuję od zguby człowieka.
Powstała — mówiąc to — z ziemi i poczęła łkając ściskać swe dziecię.
Jakąbykolwiek życie było męczarnią i nieznośnem brzemieniem, nikt łoża nawet boleści lat kilkunastu nie opuszcza bez żalu i tęsknoty. W chwili rozstania pani Spytkowa poczuła ten uścisk i płakała. Zresztą... zostawiała tu dziecię!
Eugeniusz czuł także łzy w oczach.
— A! — zawołał — instynktem nienawidziłem tego człowieka, choć pierwszy, o niczem nie wiedząc, sprowadziłem go tu sam.. Ja go zabiję!
— I mnie z nim zabijesz chyba razem — odezwała się matka. — To com postanowiła, stać się musi. On cierpiał dla mnie, ja idę cierpieć dla niego. Rzucona kość, stało się! Z wroga Spytków, przerobię go na przyjaźnego im człowieka.
— Nigdy on nim nie będzie — rzekł chmurno Eugeniusz, który pod ciężarem tego ciosu, czuł się jakby podrosłym i zmężniałym. — Nie godzi mi się ani sądzić mej matki, ani jej wymawiać, że dom ten okrywa drugą żałobą i wiekuistym wstydem... ale mi wolno ją błagać!...
— Synu mój — przerwała wdowa — wszystko byłoby próżnem. Ja mam wolę żelazną, a com rzekła to się stanie, mimo łez które wyleję. Dotrwałam tu, wychowałam cię, byłam wierną moim obowiązkom; ale dziś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.