Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

bistą było własnością. Posag jej nader szczupły, szczęsciem nietknięty przez Spytka, który rozkazał doń dokładać procenta i mieszać go z innymi funduszami nie dozwolił, przy odebraniu, które natychmiast uskutecznić się dało, wyniósł kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jaksa nic nie miał, oprócz tego szmata ziemi, na którym stały ruiny, a z niego w istocie, przy najzapobieglejszej pracy, nic zrobić nie było można. Przytykała do niego wioska niewielka, niegdyś do klucza należąca, Młynica, rozdzielona tylko stawem od dworu. Szczęściem mogła być nabytą i pani Iwonowa natychmiast ją kupiła. W ten sposób, choć dwór niestosunkowo rozległym był obok małej osady, przynajmniej z czemś się wiązał i dozwalał pewne zaprowadzić gospodarstwo...
Gdybyśmy nie czerpali z podań prawdziwych, te prozaiczne szczegóły życia państwa Jaksów właściwieby tu miejsca znaleźć nie powinny. Ale dla nas wiążą się one ściślej z dziejami serca, niżby się komu zdawało. Życie ludzkie bezcielesnem być nie może, zawsze w niem przeważną rolę gra ten szkielet, który duch ożywia, a gra promieni ducha, jak na białej ścianie, musi się malować na pokładzie powszednich żywota stosunków. Tu w nowem życiu tego dziwnego stadła, każdy szczegół o jego charakterze stanowił. Praca konieczna, przymusowa, obojga małżonków, ratowała ich od zwątpienia i rozczarowania.
Jakkolwiek Jaksa miał wielkie przymioty, przecież nie byłby umiał podołać takiemu szczęściu, jakie go spotkało. Łacniej mu było kilkanaście lat rozpaczy przeżyć, niż póić się rok jednostajnem szczęściem. Aniołem-stróżem, siłą domu, jego duszą stała się wdowa, która wyrzekłszy się swej woli na lat kilkanaście, podając się żelaznej formie Spytkowskich obyczajów, teraz ją odzyskała spotęgowaną, wielką, niezłomną. Zdawało się jej nieraz samej, że dopiero życie rozpoczynała. Jaksa padał przed nią w nieustannych zachwytach... i słuchał jej już jak dziecię.
Wielkiej też zaprawdę potęgi potrzebowała ta