Po nad tem wszystkiem cisza grobowa, a gniazd czapli i bocianów jakby krzyki czasem tylko odzywały się strażnicze...
Ale niczem było to opuszczenie ogrodu przy zamkowej ruinie. Tu i owdzie okna były powybijane i zasłonięte na prędce deskami, gdzieniegdzie zaklejono papierem, zatkano słomą. Przez poniszczone dachy woda dostawała się do wnętrza i długiemi smugami pomalowała ściany, których tynk oblatywał kawałami i leżał gruzem na posadzkach. Wojna pozostawiła po sobie ślady; wiele z dawnych zasobów pochowano, a wiele w zawierusze zginęło. Starano się niby utrzymać pokoje w stanie mieszkalnym, ale liczba ich coraz, dla zmniejszenia kosztów służby, uszczuplała się, sale zmieniały w składy, okiennice cały rok zostawały zamknięte, myszy i szczury odwiedziedzały pustkę, a nietoperze wlatywały oknami potłuczonemi i gnieździły się po ciemnych kątach. Wspaniałe niegdyś sale poznać już było trudno... ledwie rzadko gdzie sprzęt jaki w miejscu pozostał, a ten pewnie najmniej wart był zachowania. Droższe rzeczy ocalone, tuliły się w kilku jeszcze porządniejszych pokojach. Starzy ludzie, pamiętający świetniejsze czasy, z kolei poszli do grobu, młodsi nie widzieli potrzeby wielkiej pilności nad bezpańską pustką, która nikogo nie obchodziła. I tak zwolna Mielsztyńce stały się niemal tem, czem rabsztynieckie były ruiny, gdyśmy je po raz pierwszy widzieli. Widma i duchy rozgościły się w nich teraz na dobre, a powieści o upiorach i strachach, o białej niewieście z pręgą krwawą, codzień przechadzającej się po salach pustych, o rycerzu żelaznym z trupią głową w ręku, a mieczem w drugiej, powtarzały się co wieczora we dworze. Zaledwie padł mrok, nikt się już do murów zbliżać nie chciał. Pozostało tylko jedno skrzydło mieszkalne, gdzie się reszta służby coraz ubywającej mieściła, nieźle utrzymywana kaplica i pokoje pana rządcy, który pozostałościami sprzętów wspaniałych bardzo się wygodnie i wytwornie nawet umeblował. W pokoju pana Spytka
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.