starano się jak najdłużej utrzymać wszystko jak było; ale czasu wojny odbity był i przetrząśnięty, wiele rzeczy z miejsca ruszono, inne poznikały. I tu więc nieład panował. Zostawiono go umyślnie, aby świadczył, że nie brakiem dozoru, ale napaścią i wypadkiem obaliły się zabytki mielsztynieckie.
Tak wyglądało stare zamczysko, gdy jednego wieczora w październiku dano niespodzianie znać rządcy, że dwa powozy obładowane zbliżają się aleją lipową od miasteczka ku dworowi. Ponieważ Eugenek Spytek wcale o swym powrocie znać nie dawał, nikt się domyśleć nie mógł, jaki to gość przybywał. Rządca, Pan Feder, człek zamożny i skoligacony w sąsiedztwie, który się już tu niemal za dziedzica uważał, a miał familią bogatą, sądził zrazu, że ktoś z krewnych jego żony przyjeżdża mu w gościnę. Powozy zaprzężone końmi pocztowemi zatrzymały się przed gankiem zamkowym, ale tędy teraz wnijścia na górę nie było. Ponieważ różne stworzenia pasały się na dziedzińcu, zastrzegając od inwazyi wschody, zrobiono prostą z chrustu bramę zabitą na głucho, a nawet drzwi w górze w poprzek były założone kilką dylami, bo już niemi nikt nie chodził. Wysiadający więc z powozów zdumieli się, gdy zamiast u wnijścia do zamku, znaleźli się w rodzaju barykady.
Dwóch mężczyzn stało na progu niedostępnym, gdy ostrzeżony rządca, człek młody, przystojny i bardzo miły towarzysz, nadbiegł, aby bliżej zbadać, kto tak poufale do jego zamku się dobywał. Jeden z nich, w zielonej szubce aksamitnej, podbitej lekkiem futerkiem, był bardzo małego wzrostu, i zdawał się schorzały. Twarz miał woskowej bladości, oczy zagasłe, usta prawie białe, policzki wpadłe, a choć młody jeszcze, podpierał się na ręku towarzysza, mężczyzny silnej, zdrowej budowy i śmiałego, pełnego wyrazu oblicza. Tym chorym, jak się łatwo domyśleć, był Eugeniusz Spytek, kawaler złotej ostrogi, hrabia pałacu rzymskiego (swieżo przez papieża mianowany), niegdyś wesołe chłopię śmiejące się przyszłości, dziś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.