kaszlący, dogorywający niemal cień człowieka. Większego niemal w tej chwili osłabienia przyczyną było wzruszenie i gniew, który się na jego czole pofałdowanem i w oczach zaognionych malował. Spodziewał się on zastać Mielsztyńce jak je porzucił; nie donoszono mu wcale o ich zniszczeniu. Rządca dość znaczne sumy liczył na utrzymanie zamku, a biedny wędrowiec, zdumiony, ten skarb swój, zdany na ręce płatne, znajdował okrutną ruiną. Serce mu się rozdzierało, ale gniew i oburzenie miotało nim takie, że z drżących warg wyraz się dobyć nie mógł. Towarzysz go nadaremnie usiłował uspokoić i złagodzić.
Pan Feder, który szedł w najlepszym humorze na spotkanie gości, zmieszał się widocznie jakby piorunem rażony. Ze wszech miar była to niespodzianka groźna dlań, niemiła. Eugeniusz byłby może wybuchnął natychmiast, tak go stan jego gniazda oburzył, ale towarzysz, lękając się o zdrowie jego, uprosił aby zamilkł, sam śpiesząc naprzeciw pana Federa.
— Hrabia Spytek — rzekł — jest chory. Widok zamku w takim stanie, w takiem opuszczeniu i ruinie, gdy się go spodziewał znaleźć utrzymanym starannie, może wpłynąć na jego zdrowie. Na miłość Boga, gdzie są pokoje mieszkalne, gdziebyśmy wejść mogli i zastać dawny porządek?... Mów pan prędzej.
— Ale tu była wojna... Tu stało wojsko — podchwycił rządca — jam temu nic nie winien. W całym zamku nie ma nic porządnego i mieszkalnego, oprócz tych pokojów, które my z familią zajmujemy... Dlaczegóż hrabia nie kazał nas uprzedzić?...
— Prowadź nas waćpan gdzie chcesz, bo hrabia ciężko zasłabnąć może, podlega atakom, a ten gniew...
Feder stracił głowę.
— Więc proszę do mnie — rzekł.
— Jakto do waćpana? — oburzył się Zaranek. — Tu panem jest hrabia, a waćpan gościem, który jutro zda rachunek ze swych czynności i pobytu.
Eugeniusz wstrzymywał się widocznie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.