Był to w istocie umysł niepospolity, a serce tak czyste i szlachetne, jak mało; nadewszystko zaś łagodność i dobroć, a pobłażanie miał niewyczerpane. Fałsz, krzywda, wymierzone słabszemu, oburzały go, cnota rozpłomieniała; ale z tem czuciem aż do rozdrażnienia delikatnem, był raczej świadkiem, niż uczestnikiem czynnego życia, raczej dyletantem w niem niż artystą. Nic go nie obchodziło dla niego, nie wierzył w przyszłość, czuł się dodniowym, skazanym... myślał o drugich, o sobie jak najmniej.
Ten stan duszy nie uczynił go ponurym ani przykrym, owszem, był prawie wesół, bawił się widokiem świata, zachwycał sztuką, noce trawił nad książkami. Zajmowały go spory literackie, teatr, pisma nowe, artyści wszystko, co odrywało od rzeczywistości. Z tą ani się pogodzić, ani przeżyć umiał chwilę; tę mu przyjaciele musieli zakrywać, ułatwiać, osłaniać, tak aby go nie dotykała. Wszystko co było rachubą, interesem, niecierpliwiło go i nudziło. Z chęcią ponosił straty największe, byle się nie dotykać powszedniej kuchni żywota.
We wszystkiem wyglądał Eugeniusz na pielgrzyma, jakim był, przechodzącego tylko po ziemi, aby powrócić do jakiegoś innego, lepszego, nieznanego kraju.
Gdy powóz się zbliżył do wzgórza, na którem stała ruina rabsztynieckiego zamku, Eugeniusz kazał się zatrzymać woźnicy, wysiadł i poszedł piechotą. Z dwóch bytności w tem miejscu, pozostawało mu mgliste wspomnienie, którego ze stanem teraźniejszym jakoś pogodzić nie umiał.
U podnóżka pagórka, właśnie tam, gdzie się zatrzymał, postrzegł prosty, czarny krzyż drewniany, żałobną, białą obwiedziony pręgą. Na nim była drewniana figura Zbawiciela, a u spodu wyczytał napis:
„Za duszę Iwona proszę o westchnienie do Boga“.
Tak w progu przeznaczenie spotkało go, niosąc mu na ofiarę wieść o śmierci tego, który długo był ostatnim zaprzysięgłym nieprzyjacielem jego rodu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.