oszustwa? Nie idzie mnie tam, serduszka wy moje, o ten kawałeczek łąki, ale o sprawiedliwość świętą, o spokój miły i o zgodę z najdroższymi sąsiadami...
Gdy włościanie z obu stron tłumaczyć mu poczęli, głową kiwał i nie chciał rozumieć.
— Wszystko dobrze, dzieci moje najdroższe — dodał w końcu — ale to tak nie może być. Ja majątek kupiłem, upewniony będąc o stałych granicach. Trzeba będzie pojechać do Mielsztyniec i po Bożemu, po sąsiedzku załatwić sprawę raz na zawsze...
Pokłonił się włościanom bardzo grzecznie, nizko, zatarł ręce i odjechał. Tego mu tylko było potrzeba.
Nazajutrz wyruszył parą szkap dryndulką do Mielsztyniec.
Ponieważ i nas tam ciągnie, pojedziemy za panem Repeszką.
Przebywszy las dębowy, który dzielił Studziennicę od Mielsztyniec, ujrzał pan Nikodem w pośrodku rozległej równiny, którą w dali opasywały wzgórza zagajone, ponad rzeką i łąkami zielonemi rozłożone miasteczko, a nad niem panującą wieżę kościoła starożytnego, jak to z budowy wnosić było można. Mieścina, mimo że niezbyt wielka, niegdyś była obmurowana w części i opasana wałem; z tej dawnej fortytikacyi pozostały jej dwie dosyć poważne bramy u wjazdu. Oprócz tego rynek zdobił ratusz z wieżyczką, otoczony sklepami, wcale nieszpetny i dobrze utrzymany. Wielka aleja lipowa, cienista, od bramy miejskiej zwanej Zamkową, (bo druga nosiła imię Lubelskiej), wiodła do zamczyska.
Wznosiło się ono na wzgórzu niezbyt wysokiem, fosami objętem, w których już oddawna wody nie było i stare bardzo porastały drzewa. Z murów gdzieniegdzie część kurtyny jeszcze sterczała malowniczo śród zieleni, zostało parę basztek narożnych okrągłych, jedna wieżyca niewielka z bardzo grubego muru, z blankami i wspaniała brama, niegdyś poprzedzona mostem zwodzonym. Tego już śladu nie było, wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.