Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

wstędze: Miserere mei Deus, secundum magnam misericordiam Tuam.
W pośrodku pomiędzy dwoma tymi portretami grobowemi, któreby przyzwoiciej w katakumbach, niż w salonie zawieszone być mogły, w ramach czarnych był obraz wystawiający młodą panią lub pannę, w czarnych szatach, z różą w ręku. Twarz jej nadzwyczajnej piękności, artysta z wielkim odwzorował talentem, możnaby rzec, z rozmiłowaniem się w niej. Świeżość kolorytu i wykończenie, zdradzały niepospolitego malarza ze szkoły Rubensów i Van Dycków.
Portret ten i pięknością swoją i jedną nadzwyczajnością zwracał uwagę i pociągał oczy. Na pięknej białej szyi dziewiczej, dokoła biegł pas czerwony, wąski, jakby krwią zarysowany, który głowę odcinał... Nie była to ozdoba żadna, rząd paciorek, ani naszyjnik, ale jakby ślad miecza... Twarz ta poważna, wypogodzona, acz smutna i dumna, nabierała uroku tajemniczości od tego dziwnego znamienia, którego pan Repeszko wytłumaczyć sobie nie umiał.
Stał jeszcze przerażony i zadumany przed tym dziwnym obrazem, gdy stary sługa za rękaw go pociągnął i rzekł cichym głosem:
— Jaśnie pan prosi... czeka...
P. Nikodem ruszył się żywo, ale stąpanie prowadzącego staruszka, przywykłego do powolnego, uważnego, cichego chodu po tych milczących, opustoszałych komnatach zmusiło go do zwolnienia kroku... Coś w tym zamku zaklętym, majestatycznie uśpionym, skłaniało do ciszy i poszanowania miejsca jak w kościele. Trzeba było iść ostrożnie, nie czyniąc wrzawy, do której ściany te nie były przywykłe.
Po tej sali zagadkowych wizerunków, nastąpiła druga z okrągłą kopułą w środku, przez którą wpadało trochę światła we wnętrze; okiennice jej wewnętrzne były poprzymykane i półcień zalegał całą. Dokoła nad sofami rzędem opasywały ją portrety