Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— A zkąd Pan Bóg prowadzi? — spytał myśliwiec.
— Jam przecież tutejszy... raczejby mnie wypadło zapytać co waszmość za jeden?...
— Otóż i ja tutejszy, sąsiedzie szanowny, rzekł zajadając i stojąc ciągle nieznajomy. Teraz się już domyślam, że jesteś ów Repeszko czy Drapeszko, który z daleka tu zawędrował.
Powiedział to jakoś w tak obrażający sposób, że p. Nikodem się jeszcze bardziej pogniewał.
— A któż waćpan jesteś, jeżeli się zapytać wolno? — rzekł chmurny.
— Ja? ciekawyś — zawołał zagadniony. — Jakto? czyżbyś nie słyszał o mnie, a słysząc nie domyślił z kim się spotkałeś?
— Ani wiem, ani znam, ani się domyślam, — rzekł p. Nikodem.
— Nikt ci nie wspomniał o Iwonie? hę? o Iwonie Życkim, zwanym pospolicie kasztelanicem?
Repeszko dopiero sobie przypomniał, iż o nim w istocie słyszał, ale skóra na nim ścierpła... Mówiono dziwnie o kasztelanicu, obawiano się go w sąsiedztwie jak ognia, głoszono za awanturnika chętnie szukającego zwady i nie przebaczającego nikomu. Wszystko co o Iwonie gadano, przyszło mu na myśl i Repeszko nagle spokorniał, zdjął czapkę, skłonił się i uśmiechnął.
— Daruje pan kasztelanic, rzekł cicho, nie miałem dotąd szczęścia, cieszę się bardzo, iż choć tu zaszczycam się...
Iwo się śmiał.
— No, no, nie pleć koszałek, opałek! zawołał, szczęście, zaszczyt! Nie wielkie to szczęście spotkać się ze mną... a zaszczyt też nie osobliwy... Ale kiedyśmy się zetknęli, to cię spytam... czyś jest myśliwym?
— Ja, osobiście... nie... odparł Repeszko.
— To dobrze, odparł Iwo, — boć oznajmiam, że w twoich lasach i na polach twoich polować będę.
Szlachcic zamilkł posępnie.