Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

fizyognomie: posępną, dziką, uśmiechniętą, szyderską i gniewną na przemiany.
Posiedzieli tak chwilę... Iwo wstał i westchnął.
— Chodźmy — rzekł — nie mam ci co więcej już pokazać; kaplicę zostawiłem, jako najlepszy przysmak, na ostatek. Zdaje mi się, że powinna cię złakomić, dodał, mógłbyś ją wyrestaurować małym kosztem. Jesteś pobożny, zrobiłoby ci to i przyjemność i famę. Nie masz tu ani krewnych, ani familii, zyskałbyś od razu grób rodzinny i rodzaj antenatów spopielałych, którzyby cię przyjęli. Zawsze to rzecz przyjemna nie samemu leżeć i w dobrem towarzystwie. Jest parę Firlejów i Firlejówien, a i moich Gryfów nie mało. No jakże? Nie pokusisz się? — Żarcik ten niewczesny jeszcze smutniejszym uczynił Repeszkę, który wydobywszy się nazad przez płot z kaplicy, stał zafrasowany, nie wiedząc co odpowiedzieć. Patrzył sobie pod nogi... Kasztelanic wziął się w boki.
— Kupujesz, czy nie? — zapytał.
— Szanowny panie — ośmielił się naostatek przemówić Repeszko, — szlachetne serce pańskie i wzniosły umysł jego...
— Nie smaruj, proszę — do mnie się to nie bierze — przerwał Iwo — do rzeczy!
— Łatwo pan pojmiesz — mówił dalej Repeszko — że kto nabywa i płaci, ten musi potrzebować tego, co kupuje — a mnie to na co? Ja jestem człowiek ubożuchny, pokorny, maleńki... zbytków takich żebym kościoły fundował i zakładał, pozwalać sobie nie mogę. Przy tem nabycie Studziennicy, którą mi bardzo drogo kazano zapłacić, wysuszyło worek do dna — mam i dłużki...
— Nie kłam, nie kłam — masz kapitały, — rzekł kasztelanic.
— Ale gdybym i miał, mój Boże, ze skruchą rzekł Repeszko, toć muszę ich tak użyć, aby mi coś przynosiły — a cóż ja z tego zrobić mogę, abym choć grosz dostał?