— Prawdziwie, tego ja nie potrafię określić, nie znając osoby.
— Zawsze mówisz, żeś wesela nie widział?...
— Tak mi się zdaje.
— Będziesz jeszcze w Mielsztyńcach? — zapytał po chwili kasztelanic.
— Ano, muszę dla tej łąki, — odparł Repeszko; — ale mi się coś zdaje, że mi już do zamku, do pana, przystępu nie dadzą, i pewnie tylko do Dzięgielewskiego odeszlą.
— Jednak, gdybyś tam był... słuchaj... to mi opowiesz, coś widział...
Repeszko się skłonił; coraz dla niego niezrozumialszym był kasztelanic, ale też co chwila większą budził w nim obawę. Zeszli tak rozmawiając na dół. Bryczka stała nieopodal...
P. Nikodem począł żegnać się, a Iwo, jakby o owym projekcie sprzedaży całkiem już zapomniał, nie wstrzymując go wcale, kiwnął głową tylko, pożegnał i poszedł powoli do swego mieszkania.
Pozbywszy się go, lżej odetchnął nieszczęśliwy nasz przybylec, dopadł wózka, chłopcu zdrzemanemu dał w kark i kazał do domu pospieszać. Sądzono mu wszakże było tego dnia same spotkać niespodzianki. W drodze, nie dojechawszy do dworu, napędził pieszo wracającego z przechadzki starowinę księdza proboszcza Ziemca. Szedł on na plebanią, a spostrzegłszy zwykłego swojego maryaszowego gracza, począł nań machać ręką i dawać mu znaki, aby do niego wysiadł. Choć dobrze zmęczony, Repeszko odesłał konie i zsiadł z wózka, pieszo już myśląc powrócić po rozmowie ze staruszkiem. Ale ten go na wieczerzę zaprosił, a wieczerza dla człowieka, co jej w domu nigdy nie jada, jest rzeczą miłą i pożądaną. Ks. Ziemiec się nudził, więc siedli zaraz do maryasza. Począł go pytać, gdzie był, co robił, kogo widział. P. Nikodem nie miał powodów tajenia się z niczem, a głowę miał pełną osobliwych wrażeń dnia tego, począł więc z wszelkiemi szczegółami całą swą podróż i jej przygody opowiadać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.