Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

wie z czego wyrasta, dla czego jest, a czuje się na świecie potrzebną ludziom i sobie. Tylko w sercu starego Spytka ten śmiech dziecka odbił się jak okropna wróżba ciężkich boleści, któremi się musiał opłacić; ścisnęło mu się serce myślą, że Eugeniusz ani przeczuwa ciężarów swej doli. Matka także na ojca, to na niego patrzała smutnie zdziwiona.
Dziecko w jednej chwili uścisnąwszy ojca, potem ucałowawszy mu nogi, pobiegło do matki, aby jej nie być zaległem w pieszczotach; z ciekawością przemyszkowało kątki wszystkie, zajrzało gdzie tylko mogło, wdrapało się do okna, powąchało stare księgi ojcowskie, i jużby się było chciało wyrwać na swobodę, aby księdzu swemu pokazać cały zamek... opowiedzieć, co niegdyś tu od sług słyszało... polatać...
A jednakże ten trzpiot tak swawolny miał mimo fizyognomii swej dziecięcej lat szesnaście przeszło, ale pieszczoty czyniły go w pewnych względach jeszcze tak młodocianym roztrzepańcem.
Przeczuciem matki wiedziona, chcąc razem syna uwolnić z tego więzienia, a ojca z nauczycielem zbliżyć, pani Brygida skinęła na niego, aby z nią wyszedł i wywiodła go z sobą do sąsiednich pokojów.
Eugenek widywał je co roku, ale zawsze dziwny zamek ów zaciekawiał go tysiącem rzeczy. I tym razem wybiegł, witając najprzód trupią głowę w rycerskim hełmie, z zuchwałością śmiałka, który się już nawet śmierci nie lęka, a potem ścigając milczącą matkę pytań tysiącem.
— A to ta babusia... panienka z czerwoną pręgą na szyi, której historyi nikt mi powiedzieć nie umiał, czy nie chciał... ale się ja jej muszę dowiedzieć, — paplał żywo. — Ja już mam lat szesnaście, nie jestem dzieckiem, jestem mężczyzną — powinienem znać historyą domu. A to ten stary, ogromny, straszny pradziad, którego nazywano miecznikiem, choć nim nie był.
Matka nic nie odpowiedziała, on wciąż biegał, witał, zaglądał.