Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

chyliwszy się, wylał przez okno, jakby w tym domu nie godziło mu się rozłamać chlebem, ani ugasić pragnienia.
Eugenek widział to, ale przypisał, że matka się pokazać nie chciała. Sądził, że kasztelanic rychło odjedzie, lecz stało się przeciwnie. Iwo mówił wiele, gorąco, Eugenka obsypywał grzecznościami, rozbawił się; wywiódł go w dziedziniec dla próbowania koni i do zmroku dokazywał z najdzikszymi, które pokonać umiał z cudowną zręcznością. Weszli na chwilę nazad do sal, które znaleźli oświetlone. Kasztelanic brał za kapelusz, aby się już pożegnać, gdy najniespodziewaniej otwarły się boczne drzwi na oścież i pani Spytkowa w czarnej aksamitnej sukni weszła do sali.
Na widok jej Iwo osłupiał. Pani Brygida zbliżyła się ku niemu ze zwykłą swą powagą i spokojem i odezwała się głośno:
— Pomimo żem cierpiąca, chciałam dawnemu znajomemu podziękować za okazaną synowi memu życzliwość. Czułam się do tego tem więcej obowiązaną dzisiaj, że później nie rychło zapewne mogłabym tego dopełnić, gdyż wybieramy się do Warszawy.
O tym wyjeździe ani Eugenek, ani nikt dotąd nie słyszał... wszyscy okazywali zdziwienie.
Kasztelanic rychło przyszedł do siebie, uśmiechnął się, skłonił i odpowiedział:
— Jakkolwiek miło mi to dziś usłyszeć z ust pani... przykro, że to ją najmniejszy wysiłek kosztować mogło. Byłbym w Warszawie, dokąd się także udać zamierzam, złożył jej moje uszanowanie.
Pani Spytkowa nie odpowiedziała nic, ale wstrzymała kasztelanica, który widocznie na jej skinienie pozostał. Rozmowa stała się obojętną... a w chwili gdy Eugenek pytał o coś Zaranka, pani Brygita, nie przerywając jej, zaczęła chodzić po sali, wiodąc za sobą kasztelanica.
Przechadzka ta zrazu ograniczała się na okrągłej sali, potem przeszła jej próg... aż wreszcie posunę-