ła się w galeryą, na której końcu świeciła zębami białymi owa w hełmie trupia głowa.
Spytkowa zatrzymała się tu, odstąpiła parę kroków, popatrzyła z pogardą prawie na Iwona i zmienionym odezwała się głosem:
— Pytam was, czy po to staraliście się tu wedrzeć, aby mnie ztąd wygnać?
Iwo stał chwilę przybity.
— Takiem pytaniem po latach tylu Brygita witać może Iwona?... Przyznaj pani, to dziwne.
— Jestto łagodniejsze słowo, jakiegom użyć mogła. Przypomnij sobie coś uczynił, coś winien wobec mnie, a przyznasz, że ze wzgardy usta się te nawet otworzyć nie były powinny. Niżej dziś stoisz w mych oczach, niż najlichsze słowo moje spaść może... nie godzien jesteś ani wejrzenia, ani wyrazu, ani pamięci. Powinnam była spytać, kto jesteś, a usłyszawszy nazwisko, nie przypomnieć sobie istoty, która je za życia nosiła...
Wyrazy te, mimo wysiłku, wymówione były z takiem uczuciem, że w głosie marmurowej niewiasty drganie łkania słychać było.
Iwo był posępny i długo milczał.
— Pani — rzekł nareszcie — potrzebuję mówić długo, abym się uniewinnił. Czy pozwalasz?... Nie będę potrząsał łachmanów mojej nędzy; powiem historyą i zażądam sądu. Wolno mi mówić tu, teraz?
— Nie — odparła kobieta.
— Więc kiedy? — nalegał Iwo... — Przysięgam, że nie wrócę tu więcej, nie mam po co... ale chcę byś pani wiedziała wszystko?...
— Dlaczegoż mam wiedzieć kłamstwo?...
Iwo zapłonął, podniósł się i uderzył w piersi.
— Jakem żyw nie splamiłem ust fałszem dobrowolnie — zawołał — gdybyś pani śmiała...
Nie dokończył wzburzony.
— Teraz — dodał — nie proszę cię o pozwolenie... musisz wysłuchać mnie, lub... lub... — tu się wstrzymał — lub pomszczę się na twojem dziecięciu...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.