Bóg wielki, sprawiedliwość nieubłagana, losy nieprzezwyciężone, a ludzie są znikomi i słabi
W młodzieńcu zadrgała duma i krew starej rodziny zakipiała, pierwszy raz uczuł wstręt do tego człowieka, którego był tak gwałtownie ukochał. Zdziwili się Iwo i Zaranek gdy Eugenek odpowiedział na to:
— To pociesza, że w świecie nic nie jest wypadkiem, wszystko sprawiedliwością... Trzeba kochać, przebaczać i... spać spokojnie.
Nie byłoby może nic dziwnego w tem przemówieniu Eugeniusza, który często objawiał zdania dojrzalsze nad wiek swój, ale gdy to mówił, głos jego się zmienił... spoważniał, można było powiedzieć zestarzał. Kasztelanic drgnął mimowoli, zamilkł i wyszli z grobowej kaplicy, w zupełnie innych stosunkach, niżeli do niej przybyli. Eugeniusz co najrychlej chciał powracać, znienawidził kasztelanica; zaprosił go wedle rozkazu matki, ale gdy tylko dozwoliła przyzwoitość, opuścił Rabsztyńce, dając sobie słowo, że w nich więcej noga jego nie postanie.
Tego skutku niktby się był nie mógł spodziewać. Z żywością, wróciwszy, opowiedział matce, swe odwiedziny, nie kryjąc uczuć, jakie one w nim wzbudziły. Pani Spytkowa popatrzyła na synu zdziwiona nieco i poraz pierwszy w mowie, głosie, charakterze, który się objawił, poznała w nim nieboszczyka. Brew tak marszczył jak on — mówił krótko, stanowczo — był prawdziwym Spytkiem, tak, że prawie się go ulękła.
Łagodnym głosem wykazała mu jego lekkomyślność, przypomniała jak bez przyczyny i bez jej wiedzy pokochał się w tym nieznajomym, jak teraz nagle się odstręczył, — obie rzeczy uznając za pospieszne. Eugegiusz przyjął uwagę matki z pokorą, ale na twarzy jego znać było, że pozostaje przy swem zdaniu i uczuciu.
Nazajutrz z południa zaproszony kasztelanic przyjechał. Młody chłopak przyjął go grzecznie, ale z widocznym chłodem, a wprowadzając do sali, rzekł:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.