dotknął rodzinę waszę, zaczęła się pokuta. Spytkowie opuścili swoje gniazdo, ścigani zgryzotą i pomstą Jaksów, którzy, umyślnie goniąc za nimi, usadowili się pod ich bokiem w Rabsztyńcach. Ale wyroki Boże są niedoścignione, Jaksowie pomścić nie mogli i ród ich wyginął do ostatniego... Tym ostatnim jest ów, którego dziś tu widzieliście na zamku... którego wy podobno, dobry panie, zaprosiliście tu po raz pierwszy sami.
— Tak jest, ja! ja! — krzyknął Eugenek, porywając się z ławy. — Cóżem zrobił! Widzisz stary, jak niewiadomością zgrzeszyć można. Ale dziś poczułem do niego odrazę, niechęć, wstręt jakiś, i noga tu już jego nie postanie. Sądzę, że nawet matka moja niespełna wiedzieć o tem musi, chociaż opierała się w początku, naganiła mnie; ale teraz, teraz jest dla niego łaskawszą.
To mówiąc, przechadzał się niespokojnie po podziemiu; stary westchnął.
— Jedno wam jeszcze dodać muszę — szepnął cicho. — Kasztelanic Jaksa, na którego my tu, choć z daleka, od młodych lat jego patrzymy, niedobrym jest człowiekiem; nie ma wiary, żyje jak dziki, szaleje często, pomiata ludźmi i sobą. Obawiają się go wszyscy, nie ma przyjaciela, nie starał się otoczyć rodziną, jest postrachem i podziwem...
— Sądzicie, że on wie o tem, co między rodzinami naszemi zachodziło? że zachował nienawiść spadkową? że z nią tu przybył? — spytał Eugeniusz patrząc na Siemiona.
— Jakżeby o tem mógł nie wiedzieć? — rzekł stary. — Dla niego to może jedyny cel życia, bo mu tylko nienawiść i zazdrość zostały na pokarm ostatni.
— I śmiał przybyć tu z kłamstwem na ustach?
— Gorzej, bo ze zdradą w sercu — dodał Siemion; — potrzeba go się strzedz, należy unikać. Jestto człowiek tem niebezpieczniejszy, że wszystkie pozory przybrać potrafi, że skłamie serdeczność, że będzie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.