wolno, mimo pośpiechu Eugenka, bo Siemion prędzej nadążyć niemógł. Dla skrócenia drogi, burgrabia, który znał zamek doskonale, otworzył drzwi wielkiej sali zwanej biblioteką, do której od bardzo dawna nikt nie wchodził, bo klucze od niej były u burgrabiego. Niegdyś cała pełna ksiąg, nie wiadomo kiedy i przez kogo ogołoconą z nich została w znacznej części; górne pułki były puste, niżej tylko widać było grzbiety foliałów opylonych. W pośrodku stał ciężki stół staroświecki, rzeźbiony, wsparty na czterech karyatydach. Na nim, może przed stu laty położone, nietknięte spoczywały grube księgi, klamrami mosiężnemi pospinane. Przez troje okien od ogrodu księżyc wchodził do sali i część jej znaczną oświecał. W chwili gdy zamek się otworzył i drzwi się uchyliły, Eugegeniusz, który nie znał biblioteki i widzieć jej nigdy ciekawym nie był, rzucił w nią okiem i krzyknął. Siemion z przestrachem odwrócił się ku niemu i spostrzegł go palcem wskazującego na stół... Staruszek spojrzał na salę, ale prócz dziwacznie załamanego promienia księżyca, który oświecał stare krzesło i część stołu nie zobaczył nic. Eugeniusz jak skamieniały, stał w progu.
— Co się wam stało? paniczu, na miłego Boga! — zapytał burgrabia.
— Jakto! nic nie widzieliście? nic?
— Nic nadzwyczajnego, a wy? wy paniczu?
— A ja... — Eugenek zawahał się i żywo odpowiedział: — musiało mi się wydać, jestem rozgorączkowany. To było światło księżyca.
— A cóż się wam zdało?... — niespokojnie, stojąc ciągle w progu, mówił Siemion. — Cóż to było? na miłego Boga!
— Nic, nic — śmiejąc się dodał chłopak. — Dajcie mi klucz od biblioteki, jutro po dniu muszę ją zobaczyć.
Burgrabia się zawahał, pomyślał, ale panicz naglił; weszli więc i drzwi zaryglowawszy, stary oddał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.